środa, 1 grudnia 2010

One more ticket…

Jest lepiej niż dobrze. Zanosi się nawet na to, że dostanę w tym miesiącu premię. Ja albo Bartek (pudel jest naprawdę ambitny, powinienem nazwać go raczej pitbuulem, ale wizualnie mi to określenie do niego nie pasuje). W myślach już wydaję pieniądze, których de facto nie mam jeszcze na koncie:)
Koniec miesiąca jest zawsze stresujący - ten nie chce przedłużyć umowy, tamten ma jakieś wątpliwości itp. Ja już powoli się do tego przyzwyczaiłem i nauczyłem się dystansować do takich sytuacji (chociaż nie jest to proste).
Miałem dzisiaj zabawną sytuację w pracy. Umówiłem się z klientką na spotkanie. Wydawała mi się bardzo konkretną osobą - do czasu. Każdą nawet najdrobniejszą kwestię konsultowała z mężem przez telefon. Czułem się dziwnie. Nie rozmawiałem tak naprawdę z jedną osobą, tylko z dwiema. Przy czym kompletnie nie miałem pojęcia jak wygląda ta druga. Kiedy zaproponowałem kawę mojej rozmówczyni, przez moment zastanawiałem się, czy czasem nie zadzwoni do męża i nie zapyta się czy powinna pić ją z cukrem czy bez. Czemu ludzie dają się tak zdominować drugiej osobie? To trochę chore.
Jutro mam kolejne spotkanie z Rudą. Odkryłem, co zrobić, by nie wydać dużo pieniędzy, a by ona była zadowolona - zaproszę ją do domu. To może być krok milowy w naszej relacji.
Na pewno nie będziemy rozmawiać o pracy. To niehigieniczne. W planach jest kolacja, którą sam przygotuję i kompot z wiśni (wino jest za drogie). Zobaczymy jak się wieczór rozwinie…
Pozdrawiam
Globus

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz