sobota, 27 listopada 2010

Zakaz palenia

No i nie palimy już w miejscach publicznych. Niektórych bardzo to smuci, ale mnie ani trochę. Dla mnie to się świetnie składa. Kończę z nałogiem niemal w każdy poniedziałek i tak naprawdę nic z tego nie wynika. Teraz mam dodatkową mobilizację. Czekając na autobus sięgam po mentosa, a nie papierosa. To miła odmiana. Normalnie bym się na coś takiego nie zdobył, ale wizja mandatu działa na mnie mobilizująco.
Mam jednego klienta, który jest nałogowym palaczem. On autentycznie cierpi. Strasznie jest mi go żal. Umówiliśmy się w restauracji. Biedak musiał co 15 minut wychodzić (miał potrzebę). Zerknąłem przez okno i aż się uśmiechnąłem do siebie - elegancki pan w garniturze palił na ulicy papierosa razem z dwoma żulikami. Słodkie. Jakby na to nie patrzeć, nowy antynikotynowy przepis integruje naród - w końcu wszyscy palacze to jedna rodzina.
Jestem z siebie bardzo dumny, bo udało mi się zaoszczędzić całe 15 złotych. To naprawdę niezły wynik. Jeszcze trochę
i będę mój inwestować w swój rozwój. Trzymajcie za mnie kciuki.

Pozdrawiam
Globus

czwartek, 25 listopada 2010

Bakugan!!!

Bakugany to takie chińskie badziewie, które wciska się dzieciakom. Kosztuje fortunę, a założę się, że nie jest wart złamanej złotówki. Wygląda jak mała kulka, która po zderzeniu z podłożem przemienia się w jakiegoś stwora (który ma walczyć). Trochę to skomplikowane - takie czasy, że nawet samochód musi mieć kilka "bajerów" typu zmiany koloru pod wpływem wody, by dziecko chciało ją kupić. Takie chore czasy.
No i u nas w firmie Bartek "pudel" jest takim Bakuganem. Niby taki niepozorny, a jednak ma w środku to "coś". Przede wszystkim mógłby się obwiesić od stóp do głów różnymi pokończonymi kursami (sam sobie za nie płaci, nie mam pojęcia skąd na to ma). Pomijając to, że potrafi wykorzystać nabyte tam umiejętności w sprzedaży, to jeszcze wykorzystuje je do niecnych celi. Na przykład jest jakiś trudny klient, którym zajmuje się kilka osób. Bartek w takiej sytuacji musi powiedzieć coś w stylu: "Wiecie, bo mi się wydaje, że trzeba to zrobić tak. Na szkoleniu w X uczyli nas tego i tego".
No i efekt jest taki, że każdy chce go przy sobie mieć (tak naprawdę to „każdy” mnie nie interesuje, ale na przykład Ruda tak).
Jako jednostka wybitnie ambitna nie mogę być gorszy. Muszę coś z tą sytuacją zrobić. Co prawda walczę o szkolenie na facebooku (od dzisiaj:), ale nie mogę mieć pewności, że wygram. Byłoby fajnie, bo to szkolenie organizuje Axon. Trzymajcie więc za mnie kciuki!
No to wybitnie ambitna jednostka idzie spać i będzie śnić
o wielkości.


Pozdrawiam
Globus

wtorek, 23 listopada 2010

Kasy brak…

Rozglądam się za szkoleniami, ale generalnie jest kiepsko. Oczywiście z kasą. Są bardzo drogie. Jak na moje możliwości oczywiście Postanowiłem wiec oszczędzać, z moich obliczeń wynika, że jeśli będę sknerą (dla siebie i innych) przez pół roku to niektóre szkolenia są w zasięgu moich możliwości. No to do dzieła!
Na początek „ucinam” wszystkie wydatki związane z moim życiem towarzyskim. Czyli żadnego piwka ze znajomymi (to akurat wyjdzie mi na dobre, bo brzuszek będzie mniejszy), tańsze jedzenie (dobrze, dobrze) no i… żadnych kolacji
z Rudą (źle, źle). Co jednak mam zrobić? Jestem mężczyzną
i nie mogę pozwolić, by kobieta za mnie płaciła rachunek
w restauracji. Muszę jednak myśleć pozytywnie. Może
i rezygnuję z kolacji z kobietą moich marzeń, ale są przecież inne sposoby… Mam na myśli to, że mogę z nią robić rzeczy, które nic nie kosztują. Pytanie tylko, jak ją do tego namówić
(potrzeba matką wynalazków:)).
Miałem dzisiaj fajne spotkanie. Pamiętacie tego gościa od siłowni? No to właśnie z nim dzisiaj się umówiłem. Fajny koleś, taki bezpośredni. Okazuje się, że miał on w swoim życiu epizod ze wspinaniem. Nawet bardzo mu się podobało. Udzieliłem mu kilka fachowych rad i umówiliśmy się na przyszły tydzień (męski wypad na ściankę - yeah). Jestem
o kolejną umowę do przodu - wiedziałem, że inteligentny człowiek zawsze dogada się z drugim inteligentnym człowiekiem.
Pozdrawiam
Globus.
P.S
Cholera!!!!! Zapomniałem, że miałem oszczędzać. Nie stać mnie na wejściówkę na ścianę (to znaczy stać, ale muszę oszczędzać). Generalnie twardy orzech do zgryzienia, pójść czy nie pójść? Oto jest pytanie…

sobota, 20 listopada 2010

Dawca przyjemności

Każdy potrzebuje odrobiny z...

Oglądałem jakąś durną reklamę, coś o relaksacji takie tam bzdety. Zawsze w takich chwilach przełączam kanał, ale po pierwsze w moim piloci wyładowały się baterie a po drugie mam tylko jeden kanał( sąsiad po imprezie coś majstrował przy antenie i od tego czasu nic prawie nie działa). No, więc c chcąc nie chcąc zarejestrowałem tę jawną manipulację i o dziwno skłoniła mnie ona do bardzo konstruktywnych wniosków: ludzie pragną relaksu i przyjemności. To niby nic takiego odkrywczego, ale jakoś sie nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Przecież na tym można zarobić! Są ludzie, którzy niosą "dobre słowo" ( czy jakoś tak), a ja mogę nieść przyjemność! Sprzedawca przyjemności...to brzmi dumnie(, chociaż trochę durnie).

W każdym razie to działa. Zacząłem "trenować" na Rudej. Po prostu razem z poranną kawą zaproponowałem jej masaż. Oczywiście mnóstwo filmów na youtubie, więc był mi dobrze znana. Przyznaje-trenowałem na misiu. W każdym razie Rudej to się bardzo spodobało. Za każdym razem, gdy się mijaliśmy to patrzyła na mnie TAK. Po prostu kojarzyłem się jej z czymś miłym...Pamiętam też o tym, że przyjemności trzeba dawkować- nie zaproponowałem więcej masażu.

Odbyłem dzisiaj chyba z milion rozmów z klientami przez telefon( dwadzieścia na pewno).Niby dzień, jak co dzień, ale podeszłem do tematu trochę inaczej. Nawet nie na luzie, po prostu zależało mi żeby moim rozmówcą było miło, żeby ta rozmowa była dla nich relaksem.To nie jest takie łatwe jak może się wydawać.Co innego jak się kogoś widzi, a co innego jak można się obronić tylko głosem. Starałem sobie pomagać ręką( lubię "żywo" gestykulować), podskakiwałem, co chwila na krześle.Śmiesznie to musiało wyglądać, ale mam to gdzieś.Tak jak Rudej należy się ode mnie masaż tak moi klienci (nawet potencjalni) są przeze mnie traktowani poważnie, dal nich się staram i czasami nawet wstaje rano w dobrych humorze. Taki właśnie chyba jest sens tej pracy.

środa, 17 listopada 2010

Jest dziwnie

Mam ostatnio jakieś załamanie formy. To dziwne o tyle, że od pewnego czasu bardzo
o siebie dbam. Skończyłem z nikotynowym nałogiem (prawie, bo palę jednego papierosa rano) i bywam na basenie. Postanowiłem też reaktywować moją karierę wspinacza. By się jednak nie skompromitować trenuję na razie na „sucho”, czyli u siebie w mieszkaniu na drążku.
Mimo to czuję się fatalnie. Jak muszę podbiec kawałek do autobusu, to jestem chory. Łapię potem oddech przez dobre dwadzieścia minut. Fatalnie sypiam, potrafię do 1 rano przewracać się z boku na bok, cały czas mając otwarte oczy. Schudłem i to bardzo - mój jedyny, świetnie skrojony garnitur wisi na mnie.
Najgorsze jest jednak to, że ciągle jestem podenerwowany i odczuwam lekki niepokój. Najbardziej irytują mnie ludzie z pracy, tacy niby przyjacielscy, ale każdy tylko myśli o tym, by zajść najdalej. Oczywiście nikt się do tego nie przyzna. Najbardziej denerwuje mnie postawa: „jesteśmy dla siebie inteligentnie złośliwi, ale każdy ma do siebie dystans, więc się nie obrażamy”. Ostatnio mam ochotę się obrazić.
Podszedł do mnie „pudel – Bartek” i zapytał się, co mi jest, bo ostatnio dziwnie się zachowuję. Mogłem być miły i podziękować za troskę. Mogłem, ale tego nie zrobiłem. Zbyt dobrze wiedziałem, że akurat nie o troskę mu chodzi ( bo ma mnie tak naprawdę gdzieś), ale o polepszenie własnego samopoczucia. Powiedziałem mu więc tak: Bartek, mam prośbę - milcz proszę, kiedy do mnie mówisz. Będę wdzięczny.
Widok głupiej miny Bartka - bezcenny:)

Pozdrawiam
Globus

poniedziałek, 15 listopada 2010

Niemożliwe stało się możliwe…

Prawie już o nim zapomniałem. Prawie, bo jednak zawsze gdzieś tam miałem widok jego
i pięknej młodej dziewczyny razem. Szczęściarz:)W każdym razie „okropny wujaszek” odezwał się i zgłosił wstępną chęć podpisania umowy. Czyli warto było poświęcić mu tyle czasu.
Praca jest ważna, ale ja żyję teraz czymś zupełnie innym. Ruda zaprosiła mnie na kolację. To może znaczyć tylko jedno - tęskni. „Pudel” i „nowa gwiazda” to nie jest towarzystwo dla niej. Wydaje mi się, że oni flirtują z Rudą głównie dla zysku - Ruda to po prostu niesamowicie atrakcyjna kobieta, która może w dodatku ułatwić karierę w firmie. Ja z kolei bardzo lubię niesamowicie atrakcyjne kobiety. Może jakby moim szefem była mająca ogromną władzę Angela Merkel, to zastanowiłbym się, czy tego nie wykorzystać (oczywiście przemyślałabym rzecz kilka razy...).
No, więc czeka mnie kolacja, a może nawet… śniadanie (to nawet całkiem realne). Dzięki temu mam mnóstwo entuzjazmu, więc dzwonię po klientach z wielką chęcią
i… przekonaniem. Wiem, że czeka mnie super wieczór, więc mogę skupić się na pracy:) Niesamowite jak pozytywne nastawienie wpływa na efektywność w pracy. Jeden mały impulsik…
Gdyby moja relacja z Rudą „ociepliła się” to byłbym najlepszym sprzedawcą na świecie. Jestem tego absolutnie pewien.
Nie wiedzieć, czemu znowu myślałem o „upiornym wujaszku”. On ma wszystko - piękną kobietę, pieniądze i jakąś taką radość życia, która aż z niego emanuje. Ja też tak chce…
Pozdrawiam
Globus

sobota, 13 listopada 2010

Czasami trzeba po prostu machnąć ręką..

W nocy jakieś dzieciaki wybiły kamieniem okno w mojej sypialni. Całe szczęście, że na chwilę przed zdarzeniem obudziłem się i wyszedłem do łazienki. Moje łóżko oczywiście znajduje się przy oknie… Gdyby nie to, że od dwóch dni piję zieloną herbatę i to w ilościach powiedziałbym sporych, nie musiałbym mieć potrzeby wstawania w nocy. Wcześniej mi się to nie zdarzało. Gdyby nie to, że dwa dni temu postanowiłem żyć bardziej zdrowo - rzuciłem palenie (prawie nie palę!), nie jem czerwonego mięsa, pije zieloną herbatę i myślę
o jodze - mogłem dostać kamieniem wielkości cegły w głowę. Mogłem, ale nie dostałem tylko dlatego, że podjęte wcześniej decyzje mnie uchroniły. Normalnie jak w „Podwójnym życiu Weroniki” Kieślowskiego.
Jako że nie jestem milionerem, ani celebrytą, który po takim wydarzeniu mógłby zwierzyć się „Gali”, musiałem iść do pracy. Zakleiłem tylko fragment rozbitej szyby. W drodze do pracy nie mogłem jednak przestać myśleć o swoim cudownym ocaleniu. To jedna z takich chwil, kiedy człowiek czuje magię w powietrzu, palec boży itp. Jak po tym wszystkim mam spokojnie zasiąść za biurkiem i jakby nigdy nic wykonywać swoje obowiązki?
No i należało jednak zostać w domu. Nie byłem dzisiaj sobą. Kiedy rozmawiałem z ludźmi przez telefon czułem, że coś jest nie tak. W moim głosie brakowało pewności, zaangażowania. Nic nie mogłem na to poradzić. Dochodzę do wniosku, że są takie chwile, kiedy sprzedawca powinien „odpuścić” i zamiast kontaktować się z klientami, zająć się czymś innym. Skoro brakuje mu energii i entuzjazmu (to przecież ludzkie) to nie będzie wstanie zawalczyć, potargować się itp.
Posłuchałem więc głosu wewnętrznego i wszedłem na facebooka. W międzyczasie przygotowywałem umowy i obserwowałem zmagania „pudla Bartka” z natarczywą muchą.
Bezcenne:)
Pozdrawiam
Globus