środa, 29 września 2010

Czy warto było

Jak pamiętacie Ruda zgodziła się ze mnę umówić. Ten spektakularny sukces zawdzięczam oczywiście „Alchemii sprzedaży”. Wcześniej nie miałbym na tyle odwagi by jej to zaproponować. A nawet, jeśli bym się odważył to nie potrafiłbym odpowiednio sformułować pytania, by się zgodziła. Im lepszym jestem sprzedawcą, tym lepiej układa mi się w relacjach damsko-męskich. Nie ustrzegłem się jednak przed drobnymi błędami, z czym się z Wami podzielę.
Pamiętacie, że Ruda zgodziła się ze mną wyjść, po odpowiednio sformułowanym pytaniu(taki mały trik sprzedażowy - potraktowałem randkę ze mną jak ofertę do przehandlowania klientowi). W każdym razie podziałało. Na pytanie – gdzie musiałbym ją zaprosić by zgodziła się ze mnę wyjść wymieniła bardzo drogą i szykowną restaurację. Oczywiście w pierwszej chwili bardzo się ucieszyłem (ale nie dałem tego po sobie znać - „poker face”). Zaraz jednak przypomniała mi się kolejną mądrość z „Alchemii”- krytyczne przyjrzenie się swojej ofercie. Właśnie tego nie zrobiłem. O dziwo moje roztargnienie nie spowodowało braku zainteresowania moją ofertą. Ucierpiał tylko mój portfel. Teraz nie będę jeść przez najbliższy tydzień i unikał pani, od której wynajmuje mieszkanie(tylko do 1).
Generalnie jednak było bosko. Fajnie jest, chociaż przez moment poczuć się jak osoba z grubym portfelem. Naprawdę miałem gest - było świetne wino(może nie w smaku, ale rocznikowo. W każdym razie Ruda doceniła jakiegoś jego walory), pyszne jedzenie, ( chociaż małe porcje, więc wróciłem do domu głodny. Widocznie jak ktoś jest burżujem to przyzwyczaja się do braku sytości).
Na kolacji byłem dowcipnie złośliwy(podobało jej się to) i przebojowy. Bardzo szybko zorientowałem się, że to nie jest nasza ostatnia randka. Ruda opowiadała trochę o sobie a ja ją uważnie słuchałem („Alchemia” to kopalnia wiedzy o stosunkach damsko-męskich) i w odpowiednich momentach przytakiwałem albo mówiłem „ to smutne”, „ naprawdę powinnaś mniej pracować”. Byłem z siebie dumny.
Na koniec odprowadziłem ją pod mieszkanie - zamknięte osiedle, super „wypasione”. Odważyłem się nawet na buziaka - nie dostałem w twarz( miałem pewne obawy, bo kiedyś już mnie to spotkało). Nagle czar prysł, Rudej zadzwonił telefon, odebrała i usłyszałem - Bartek właśnie wracam do domu, więc oddzwonię za 10 minut, ok?. Oczywiście mogło chodzić o zupełnie inną osobę(w końcu jak to się mówi- nie jednemu pudlowi Burek), ale miałem jakąś dziwną pewność, że to właśnie jest ten lizus.
Czemu kobiety takie są? Czemu zwodzą, pozostawiają w niepewności mężczyznę i spotykają się z innymi? Czy miłość/romans zawsze musi wyglądać jak transakcja biznesowa?
Pozdrawiam
Globus

1 komentarz:

  1. Taa... Czasem się łazi za kimś lata, a zawsze jednak w najlepszych chwilach jakiś Bartek się pojawia. Znam to. :)

    OdpowiedzUsuń