czwartek, 21 października 2010

Sza la la, szalala mydełko Fa

Moi sąsiedzi są dziwni.Tak chyba każdy może powiedzieć,ale moi są szczególni.Na dole mam czteroosobową rodzinę: matka,ojciec i dwie córki (bliźniaczki, obie po 18 lat).Jedna ma ambicję być Lady Gagą w najbliższej okolicy,a druga marzy o tym,by wstąpić do klasztoru.Nawet fajna jest.Ma na imię Rozalia,cicha, spokojna - zupełne przeciwieństwo reszty rodziny.Jej matka jakoś nie może pogodzić się z tym klasztorem, więc opowiada sąsiadom, że jej córka ma objawienia.Dam sobie głowę uciąć - matce wydaje się,że to najlepsze wytłumaczenie z możliwych.Kosmos.Mam jeszcze sąsiada na górze.To jest prawdziwy „aparat”. Pozornie spokojny mężczyzna w średnim wieku - skromne spojrzenie, serdeczność w głosie, chęć pomocy wszystkim (nawet,jeśli tego nie potrzebują).Rano jednak budzi się w nim DEMON. Stając przed lustrem słyszę wszystkie hity „chodnikowego disco”.Gość kocha te klimaty. Dzisiaj jest „Mydełko Fa”.Szlagier.Dawno go nie puszczał.Zgaduję, że znowu się zakochał, a ten utwór wyjątkowo romantycznie go nastraja.
Jestem człowiekiem wyjątkowo wrażliwym na muzykę.Czasami potrafię przez cały dzień nucić jakiś utwór, który wyjątkowo mi się podoba. Sęk w tym, że owo „mydełko” nie podoba mi się zupełnie, a słyszę je cały czas! Jadąc autobusem patrzyłem na co ładniejsze buzie, a tu nagle..trach! - wodospad, mydełko i „szabadabada”.
Normalnie każdego dnia staram się nad sobą pracować. To chyba normalne.W pracy dbam
o to, by sprawiać wrażenie człowieka pogodnego i konkretnego. Patrzę rozmówcy w oczy, nie chowam rąk pod stołem i staram się, by cały ten mój „body language” był jak najbardziej „pro’. Dzisiaj dodatkowo pilnuję się, by nie śpiewać „Mydełka Fa”- życie. Jak to się mówi, każdy dzień niesie ze sobą nowe wyzwania.
Przypomniałem się dzisiaj „wujaszkowi”.Pamięta, pozdrawia i jak tylko będzie w mieście to się umówi na konkretny termin. Super.
Miałem w sumie umówionych dzisiaj pięć spotkań,z czego trzy się nie odbyły bo coś tam...
i musiałem je przełożyć na kiedy indziej.Problem w tym, że ostatnio jestem tak fantastyczny, że wszyscy chcą się ze mną umawiać,z wyjątkiem Rudej,która to ostatnio nie mam czasu
(spokojnie, spokojnie - pracuję nad tym).Na szczęście, jakimś cudem udało mi się zgrać wszystkie terminy:)
Pierwszą klientką była nauczycielka.Chcę, żeby każdy następny mój rozmówca tak się zachowywał. Generalnie ona się nie orientuje i zdaje się na mnie (polecił mnie jakiś znajomy - ma się tę renomę:)).Czyli jestem do przodu.
Następny klient to właściciel szkoły tańca.Zaskoczył mnie znajomością tematu. Niestety na parę jego pytań dałem (tak mi się wydaje) nie satysfakcjonujące odpowiedzi.Zwyczajowo widzimy się za parę dni, ale mam czarne myśli.Coś poszło nie tak, tylko nie wiem co.
Generalnie coraz więcej klientów mi „wchodzi”.To cieszy, ale nie ukrywam, że to są mało wymagający klienci.Po prostu oni przychodzą do mnie z zamiarem podpisania umowy.Są już od początku „na tak”, więc praktycznie żadna w tym moja wielka zasługa, że się decydują. Chcę więcej...
Pozdrawiam
Globus

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz