sobota, 30 kwietnia 2011

Żeby doszło do negocjacji

Dla sprzedawcy każdy etap kontaktu z klientem jest bardzo ważny - każdy. Nie da się jednak ukryć, że jedne się lubi bardziej, drugie mniej, a niektóre wcale. Mi największa trudność sprawia sam początek. Czyli samo zachęcenie klienta, by zechciał poświęcić mi parę chwil ze swojego życia i wysłuchał, co mam do powiedzenia. Do tej pory zdarzały mi się sytuacje, że zdążę powiedzieć tylko „dzień dobry” i na tym się kończy. Coraz mniej mnie to zraża, ale swego czasu po paru nieudanych rozmowach bałem się zadzwonić do następnego klienta.
Generalnie moim ulubionym momentem są negocjacje. To jest mój żywioł. Kiedy widzę człowieka, z którym rozmawiam, czuję się pewniej. Widzę jak on reaguje na moje słowa i przez to mogę odpowiednio manipulować wypowiedzią, by odnieść pożądany efekt. Przez telefon tak się nie da, ale…
Jest parę „żelaznych zasad”, którym bezwzględnie trzeba się trzymać podczas rozmowy telefonicznej z potencjalnym klientem. Po pierwsze: KONKRET! Przeważnie ma się dosłownie klika sekund, by zainteresować rozmówcę swoją ofertą. Trzeba je odpowiednio wykorzystać. Nie ma tu czasu na rozbudowane wypowiedzi. Trzeba być konkretnym i …zwięzłym. Zawsze przed wykonaniem telefonu warto mieć w zasięgu wzroku karteczkę z punktowo wymienionymi informacjami, które podczas rozmowy muszą paść. Ja dzięki tej karteczce czuje się bezpiecznie, bo nie ma możliwości, bym stracił wątek. Po prostu „realizuję” punkt po punkcie.
Kolejna sprawa to DOSTOSOWANIE TONU I SPOSOBU ROZMOWY DO SYTUACJI. Może to nie jest zbyt odkrywcze, ale bardzo często, kiedy ja odbieram telefony od różnych telemarketerów, to straszliwie się denerwuje. Dzwoni do mnie albo jakiś koleś, który traktuje mnie jak koleżkę spod bloku, albo najbliższy przyjaciel, który mówi w tak czuły sposób, że jestem zmieszany. Najgorsze są jednak te panie, które tak szybko mówią, że ja doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jestem setną osobą, z którą one rozmawiają i doskonale wiedzą, że nie zainteresuje mnie oferta. Konkluzja jest taka, że każdego rozmówcę trzeba szanować. Nie można dać mu do zrozumienia, jak mało istotna jest ta rozmowa. Trzeba przekonać go do wyjątkowości swojej oferty. Umiar i spokój jest tu jak najbardziej wskazany.
Kończę na dzisiaj swoje rozważania, bo niestety nie czuję się do końca dobrze. Choroba nie odpuszcza Nic to jednak - rozpoczyna się długi weekend i mam zamiar konstruktywnie odpoczywać, czego i Wam życzę.
Pozdrawiam
Globus

piątek, 29 kwietnia 2011

Choroba nie wybiera

No i znowu mnie dopadło jakieś potworne choróbsko!!! Jestem więcej niż wściekły. Wystarczyła tak na dobrą sprawę chwila nieuwagi (śmingus-dyngus celebrowany we właściwy sposób) i jestem chodzącym zombie. Mam w głowie tylko jedna myśl - łóżko, łóżko, łóżko. Jak dobrze, że jutro jest sobota. Dzisiaj natomiast muszę udawać, że pracuje.
Prawda jest taka, że człowiek próbuje zaplanować sobie dzień, stara się realizować punkt po punkcie, a nagle wszystko szlag trafia. I jak tu nie być wściekłym? Moje starannie przygotowane karteczki patrzą na mnie szyderczo! Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że kładąc się do łóżka ( coś czuje, że zaraza po powrocie z pracy) będę miał wrażenie porażki. Niby to tylko jeden dzień „bycia dysfunkcyjnym”( przynajmniej mam taką nadzieję), ale co z tego? Nie zrealizuje swojego planu! Ten dzień będzie dla mnie stracony. I co teraz?
Kiedy „wszystko” mówi „NIE”
Taka mała refleksja, której jeszcze nie dowierzam, ale przez cały dzień bardzo będę się starał, by to się zmieniło. Człowiek jest tylko człowiekiem. Są takie dni, w które po prostu się nie da i trzeba to zaakceptować. Przyczyny mogą być różne - choroba, zły stan psychiczny itp. Ważne, by nie robić sobie wyrzutów z chwilowej ( przy założeniu, że nie trwa to dłużej) „bezproduktywności”. Nie ma sensu na przykład wykonywać w tym dniu setki telefonów do klientów, jeśli czuje się, że to nie jest ten dzień. Nikogo się nie przekona do swoich racji, bo nie jest się wiarygodnym.
Moje postanowienie jest następujące - dzisiaj daję sobie trochę luzu, ale w ciągu najbliższego tygodnia będę pracował dwa razy ciężej. A tak przy okazji - warto robić plany codzienne, ale jeszcze lepiej tygodniowe. Wtedy istnieje realna szansa, że wszystko, co się zaplanowało, uda się zrealizować. No i samopoczucie jest lepsze!
Pozdrawiam
Globus
P.S
Wiecie może czy przy temperaturze 38 i bolącym spuchniętym gardle można przyjmować polopirynę? Koleżanka mnie nastarszyła, że nie – zażyłem chyba z 6 w ciągu…6 godzin.

czwartek, 28 kwietnia 2011

Prawo Perswazji, czyli jak to zrobić, by wyszło na nasze!

Po wyjeździe wszystko wróciło do normy. No prawie, bo od czasu do czasu spoglądamy na siebie z Bartkiem-Pudlem z sentymentem. To dziwne, ale całkiem dobrze mi z tym! Ciekawe jak długo… Jednak nie o tym chcę dzisiaj napisać.
Szkolenia z Axona nie idą na marne. Mój ciuch, mój wódz! Generalnie chodzi o to, by naprawdę mieć szczerą chęć, by z takich spotkań coś wynieść. Można usłyszeć coś milion razy, można nawet to przećwiczyć, ale jak się w to nie wierzy to lipa. Nie wróci się do konkretnych metod w przyszłości. No, więc podstawą jest pokora - świadomość tego, że mimo daru od Boga (niektórzy co prawda twierdzą, że każdy może być sprzedawcą) trzeba cały czas pracować nad… siłą argumentów.
I tak dochodzimy do Prawa Perswazji. Pewnie każdy z Was mniej lub bardziej świadomie z niego korzysta czasami. Chodzi jednak o to, by nie kierować się tylko intuicją - warto mieć pewne pojęcia uporządkowane.
W teorii Prawo Perswazji jest proste jak konstrukcja cepa. Po prostu doprowadza się do sytuacji, w której druga osoba czuje do nas jednocześnie sympatię (komuś, kogo się lubi, trudniej się odmawia) i zobowiązanie (podarowaliśmy jej coś, za co czuje wdzięczność i potrzebę zrewanżowania się).
Z praktyką jest gorzej.
Nie mam generalnie problemów z tym, by ludzie mnie lubili. Jak chyba większość z nas? Ciężko jest jednak wzbudzać sympatię i jednocześnie doprowadzić do sytuacji, w której ktoś chce się nam odwdzięczyć. Wszelki fałsz jest od razu demaskowany, a nie ma nic gorszego niż sprawienie, by klient ( albo generalnie człowiek) pomyślał, że jesteśmy w stosunku do niego interesowni. Nikt nie lubi czuć się wykorzystywany.
W czym więc tkwi sekret? Może wyda się Wam to dziwne, ale właśnie w SZCZEROŚCI! Trzeba po prostu z większą sympatią spojrzeć na innych ludzi. Relacje międzyludzkie powinny opierać się przede wszystkim na szacunku. Nie chodzi o to, by widzieć klienta - trzeba w nim dostrzec człowieka. A wszelkie próby uzyskania czegoś od niego to nie manipulacja! O nie - to tylko próba dotarcia, sposób komunikacji. Macie co do tego wątpliwości?
Tyle przemyśleń na dziś! Następnym razem będą konkretne przykłady!
Pozdrawiam
Globus

wtorek, 26 kwietnia 2011

Działo się

No i ledwo wyjechaliśmy na firmowy wyjazd, a już z niego wróciliśmy. Nie da się ukryć, że to co najlepsze bardzo szybko się kończy. Generalnie byłem bardzo mile zaskoczony - okazało się, że WSZYSCY ludzie, z którymi pracuje są fantastyczni - bez wyjątku. Z taką ekipą miło się imprezuje i pracuje (z moim nowym nastawieniem do niej na pewno).
Ale od początku. Od razu przyznaje się bez bicia, że złamałem wszystkie swoje postanowienia. Co więcej - nie żałuję tego ani trochę! Było warto… zresztą jakbym wybrał inną opcję to nie miałbym możliwości zintegrowania się z ekipą. Spokojnie - żadnych rozwodów nie będzie, ale zobaczyłem, co u poniektórych ludzką twarz.
Nie będę rozpisywał się w bizantyjskich opisach naszego wyjazdu, bo zapewne każdy z Was albo ma taki za sobą, albo będzie miał. Absolutnie zbędne detale. Wiecie, o co chodzi. Paradoksalnie jednak można z takich „przygód” wyciągnąć ważną naukę na przyszłość - pijąc nawet z największym wrogiem można znaleźć świetnego kompana. Zażyłość po fakcie przeważnie się rozluźnia, ale sentyment pozostaje - w końcu tak wiele przeszliśmy razem. No i właśnie tak było ze mną z i …uwaga, uwaga, uwaga – Bartkiem-Pudlem! Nie pamiętam dokładnie jak do tego doszło, ale zostaliśmy sami w pokoju. Sami, ale nie samotni, bo na stole stała butelka krystalicznie przeźroczystego (zakładam, że również czystego) trunku! Na pewno było hasło : „no to jednego na zdrowie”, na pewno po siedmiu usłyszałem krótką, aczkolwiek treściwą relację z życia Bartka. Ja również dodałem coś od siebie. Nie obyło się bez „brachu”, „stary”, „dajesz radę”, „zawsze ci zazdrościłem”( padło zarówno z jego, jak i z moich ust), „zawsze z ciebie wierzyłem”… najlepsze jest to, że każdy z nas mówił to szczerze. Od momentu, kiedy pokazaliśmy sobie nawzajem, że mamy w sobie dość spore pokłady wrażliwości i kompleksy. To ułatwia kontakt - na zasadzie „ ja się „otworzę i ty też”. W każdym razie cała zabawa skończyła się w brodziku przed hotelem! Brodziliśmy po wodzie udając… drogę krzyżową. W tym momencie napatoczyła się nasze ekipa – ktoś nawet miał kamerę. Zostaliśmy okrzyknięci pajacami wyjazdu.
Teraz już wiem - wspólne doświadczenia łączą ludzi. Szczególnie te upokarzające. Można znać kogoś bardzo krótko, ale parę intensywnie przeżytych chwil sprawia, że pojawia się sentyment! Kto z nas nie jest sentymentalny, chociaż w minimalnym stopniu?
Pozdrawiam
Globus

sobota, 16 kwietnia 2011

Jedziemy na wycieczkę!!!!

No to jedziemy - całą firmą! Z tym, że nie na wycieczkę, a na szkolenie, ale coś czuję, że cudzysłów by się tu przydał. Raczej nie zmieniłby sensu wypowiedzi. Niby jesteśmy dorośli (biorąc pod uwagę metrykę to na pewno), ale zachowujmy się czasami jak dzieci. Rozgorzała walka o to, kto będzie z kim w pokoju (to przecież TAKIE ważne, jakby nie było jasne, że nikt nie będzie spał a czas będziemy spędzać w jednym pomieszczeniu…) Nie zdziwię Was, jeśli zdradzę, że najbardziej dziecinnie zachowuje się Bartek-Pudel. Czego on ze sobą nie zabierze i w jakiej ilości?!! Miałem ochotę mu powiedzieć: stary, alkohol nie jest dla mnie żadną nowością i przypuszczam, że dla większości z nas. Nie zrobiłem tego jednak i stłumiłem w sobie ogromne pragnienie wyciągnięcia Bartkowi koszulki (tej ciepłej, którą zakłada pod zwykłą - nie pytajcie skąd o tym wiem) i założenia mu jej na głowę ( w „zieloną noc” pomaluje mu twarz pastą do zębów).

No i co na to powiecie? Czemu dorośli ludzie się tak zachowują? Podejście w stylu „na co dzień jestem drętwy i mam permanentny kij w…, ale na służbowym wyjeździe dam czadu”- słabi mnie. Rozumiem, że kiedy ciężko się pracuje to nie ma się czasu na przyjemności ( ja znajduję, żeby nie było, zresztą wiecie o tym), ale…no właśnie. Po co organizuje się wyjazdy firmowe? Moim zdaniem powody są tak naprawdę trzy. Po pierwsze jest to możliwość zintegrowania zespołu, który jeśli ma sprawnie pracować, to musi być zgrany. Po drugie zawsze istnieje szansa, że chociaż dwie osoby wyniosą jakieś nauki ze szkoleń. Po trzecie taki wyjazd to szansa przekonania się, z jakimi ludźmi się pracuje - bardzo często nadmierny luz działa na naszą niekorzyść. Można powiedzieć i zrobić coś takiego, czego będzie się żałowało przez długi czas.
Moje „ambitne” założenia wyjazdowe:
1) Nie upić się za bardzo.
2) Nie powiedzieć Bartkowi-Pudlowi, że jest pudlem, lizusem, frajerem, bufonem itp.
3) Nie rozpocząć na nowo związku z Rudą
4) Wynieść coś ze szkoleń
5) Utrzymać kontrolowany luz przez cały wyjazd

Pozdrawiam
Globus

czwartek, 14 kwietnia 2011

Chwila zadumy

W niedzielę obchodziliśmy rocznicę katastrofy pod Smoleńskiem. Nie dało się tego nie zauważyć. Przyznam się Wam szczerze, że ruszyło mnie to - naprawdę. Nie chodzi mi tylko o to, że zginęło tyle ważnych dla kraju ludzi (i nie jest tak naprawdę istotne czy się ich lubiło czy nie), powodów jest kilka. Na przykład nie rozumiem, dlaczego jedni nie potrafią uszanować żałoby innych, a drudzy chcą z kolei, by wszyscy przeżywali to samo, co oni. Czy nie można przyjąć, że każdy powinien przeżywać takie chwile tak jak chce i czuje? Niestety nie w naszym kraju. Nie wystarczy chwila zadumy, wszyscy muszą być „ torpedowani” żałobą - która tak naprawdę nie może być narzucona, tylko dobrowolna. Takie chwile to dla mediów łakomy kąsek. Nie trzeba się wysilać, by coś sensownego napisać, powiedzieć - przecież jest gotowy temat! `
Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem jedną z tych osób, które są gotowe kpić z takiej tragedii, wręcz przeciwnie! Wkurza mnie jednak, że wykorzystuje się ją do rozgrywki politycznej. Skala nienawiści i eskalacji konfliktów w narodzie jest ogromna. Najgorsze jest jednak to, że ludzie, którzy tymi emocjami sterują, robią to jak najbardziej świadomie. Im nie chodzi o budowanie zgody w kraju, im ewidentnie zależy, by istniały podziały, by ludzie nawzajem obrzucali się błotem. Inna sprawa, że tak naprawdę robimy to nader chętnie…Czemu?
To naiwne - wiem, ale nie mogę przeboleć faktu, że żyję w kraju, gdzie nie ma miejsca tak naprawdę na konstruktywne działania. Nie możemy brać przykładu z Japonii? Przecież tam zdarzyła się ogromna tragedia, ale Japończycy już nią nie żyją, tylko myślą o przyszłości. Nikt tam na nikogo nie zwala winy za to, co się stało.
Inna sprawa, czy takie obrazki są według Was właściwe, czy tak się buduje jedność, czy kpina jest tu czasem niestosowna?



Tolerancja, szacunek i szczerość - tego nam wszystkim potrzeba! Co Wy na to?
Pozdrawiam
Globus

sobota, 9 kwietnia 2011

Moja praca moje życie?

Zauważyłem (lepiej późno niż wcale), że jedno z pierwszych pytań, jakie padają przy poznawaniu nowej osoby jest, „czym się zajmujesz?”. Oczywiście możemy przyjąć, że to po prostu zwykła forma grzecznościowa, no i od czegoś trzeba zacząć rozmowę, to jakiś punkt zaczepienia, prawda? Niestety boję się, że nie do końca. Jak miałem naście lat to byłem pewien, że ja takich tematów nie będę poruszał, że poznając nową osobę będzie mnie ciekawiło, jakie książki czyta, czego słucha, co lubi itp. Mrzonki. To, czym się zajmujemy wpływa na postrzeganie nas przez innych ludzi. Niestety. Wydaje mi się, że kiedy to sobie uświadamiamy to stajemy się dorośli. To tak mała dygresja, ale musiałem z Wami się nią podzielić.
Poznałem ostatnio fantastycznego człowieka (gdzie? No oczywiście na koncercie). Inteligentny, oczytany, można z nim było rozmawiać o wszystkim. Było tylko jedno „ale”- facet od ponad roku jest bez pracy. Jakoś jednak szczególnie to go nie martwi… otaczających go dziewczyn (w wieku około 20 lat) na pewno też nie. A mi jednak zrobiło się go trochę żal. Ten facet ma ogromny potencjał i marnuje go. `Gdyby trafił na odpowiednią osobę w swoim życiu, albo naprawdę chciał szukać pomocy mógłby, zajść daleko.
Dochodzę do wniosku, że sama chęć zmotywowania się jest na wagę złota! Jak się ma taką potrzebę to sposób się znajdzie, tym bardziej, że nie trzeba go szukać samemu…
Ja, kiedy mam słabsze dni, to oglądam ten filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=_tjYoKCBYag&feature=related
Czy on też do Was przemawia?
Pozdrawiam
Globus

czwartek, 7 kwietnia 2011

Bluesowy Globus powraca !!!

Nie samą pracą człowiek żyje. Już dawno nie byłem na żadnym koncercie, więc postanowiłem nadrobić zaległości. Nie ma nic bardziej ekscytującego niż spontaniczne zrealizowanie swojej potrzeby! Moją było posłuchanie muzyki w miejscu, które dobrze znam i gdzie czuję się najlepiej
- oczywiście w Harris Piano Jazz Bar. Nie planowałem tego, po prostu znajoma mnie wyciągnęła i o 21 znalazłem się w cudownie dusznej piwnicy jednego z moich ulubionych klubów. W ciągu paru minut moje wszelkie niepokoje, problemy czy sprawy związane z pracą przestały mieć znaczenie. Liczyło się tylko „tu i teraz” . Nie myślałem – czułem! Kurcze, jak mi tego brakowało. Macie tak czasem, że chcielibyście coś zrobić, ale wydaje Wam się, że decydując się na to, zrobicie nierozsądnie? Bo tak naprawdę nic z tego nie będziecie mieć prócz czystej przyjemności? Ja mam tak często - niestety. Jak robię coś, co mi sprawia tylko radość, ale nie jest związane z pracą lub rozwojem osobistym ( co w sumie wychodzi na to samo) to mam wyrzuty sumienia!  Wczoraj jednak tak nie było - i dobrze. Potrzebowałem tego jam session niemal jak Krakowianin świeżego, nieskażonego smogiem powietrza!
W klubie jak zwykle było dużo znajomych, niektórych nie widziałem od dłuższego czasu.  To takie fajne uczucie - wiem, że mało mnie z nimi łączy (niektórzy wiodą życie wiecznych studentów nawet, jeśli przekroczyli 40…), nie spotykam się raczej z nimi po pracy, ale w tej jednej chwili, na ten jeden wieczór jesteśmy zgraną paczką! Spotykamy się w jednym celu, by posłuchać muzyki w najlepszym wydaniu i odetchnąć - od świata, innych ludzi. Jestem pewny, że wtedy czujemy dokładnie to samo!  Muzyka łączy ludzi, pozwala im uwierzyć, że w życiu chodzi tylko o coś więcej niż „latanie” za kasą czy osobami, które nie zawsze są tego warte. 
Może i rano po takim koncercie jestem zmęczony, ale wiecie co?  Fajnie jest być od czasu do czasu zmęczonym nie tylko pracą! Jeśli macie jakieś zainteresowanie lub robicie robić jakieś rzeczy, chociażby byłoby to wchodzenie po drzewach (swoją drogą spotkałem takiego gościa, który postanowił każdego dnia wejść na jakieś drzewo i tak robi, jest dzięki temu szczęśliwy) to kurcze pielęgnujcie to w sobie!   Ja się staram, chociaż nie zawsze jest to łatwe. Jako sprzedawca niejako nawet podświadomie nastawiam się głównie na potrzeby innych ludzi. Próbuję się tego oduczyć, bo jestem pewny, że dbając o własną sferę psychiczną, duchową, staję się też bardziej świadomym człowiekiem, a co za tym idzie specjalistą.
Piosenka na dziś 

To, co - pielęgnujemy nasze małe „wariactwa” czy stajemy się baaardzo dorośli i poważni?
Pozdrawiam
Globus- Blues!