piątek, 20 sierpnia 2010

Połączyłem się w końcu z Marsem

Połączyłem się w końcu z Marsem. Serio. Po raz pierwszy od rozpoczęcia mojej pracy handlowca ktoś zechciał mi poświecić swój czas. Może coś z tego będzie. W każdym razie umówiłem się z potencjalnym klientem na spotkanie. Przedsmak sukcesu. Żeby życie zbytnio mnie nie rozpieszczało, Bartkowi udało się podpisać pierwszą umowę. Mogę się do tego przyznać - czuję złość. Z drugiej strony najnormalniej cieszę się z mojego małego sukcesy, więc generalnie bilans wychodzi na zero. Nie zmienia to jednak faktu, że potrzebuję spektakularnego sukcesu. Cokolwiek to znaczy.
Moja praca w dużym uproszczeniu polega na wzbudzeniu zainteresowania swoją osobą. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo w końcu klient, który nie do końca jeszcze zdaje sobie sprawę z tego, co mu chcę zaoferować chyba właśnie z tego powodu decyduje się (lub nie) ze mną rozmawiać. Ta świadomość nie przeszkadza mi. Sęk w tym, że każda bezpłodna rozmowa rodzi we mnie frustracje. Gość, (bo do tej pory jeszcze nie trafiłem na kobietę, widocznie nie przyciągam płci przeciwnej) nie chce ze mną rozmawiać, bo ja go nie interesuję. Może za bardzo mi zależy? Może z kontaktami z klientem jest jak w związku dwojga ludzi - im bardziej stara się jedna strona tym mniej przestaje druga. Coś w tym jest.
Dan Osman , ten wspinacz z filmiku ,  nigdy nie zabiegał o to, by ludzie go lubili. Spóźniał się na spotkania kilka godzin lub dni, zdarzało mu się nie myć, spał pod gołym niebem, nie pracował i całe swoje życie poświęcił pasji. Zasłynął wspinaniem się bez jakiejkolwiek asekuracji i skokami z liną ze skał - średnio 365 metrów. Miał pecha podczas jednego zginął. Nie zmienia to jednak faktu, że stał się legendą za życia. Człowiekiem, który drastycznie przekroczył granicę wyznaczoną przez ludzki rozsądek. Nie nazwano go jednak szaleńcem, a bohaterem. Do tej pory zresztą znajduje wiernych naśladowców. Jak myślę o mojej karierze to widzę właśnie długą i trudną technicznie drogę wspinaczkową. Nie wiem jednak czy chciałbym ją pokonać w stylu Osmana. Wydaje mi się, że mimo całej symppatii, jaką darzyli go ludzie, spektakularnych osiągnięć nigdy nie poczuł się usatysfakcjonowany.
Koniec smętów. Zawsze powtarzam sobie pod koniec nieudanego dnia, że czeka mnie udana noc. Ta była wyjątkowa. Nie spędziłem jej jednak tak jak sądzicie, a szkoda. Byłem na wyjątkowo udanym bluesowo-rockowym Jam Session. To jak naładowanie baterii na następny dzień. Nie chodzi tylko o muzykę, która była świetna, ale o przekaz płynący ze sceny. Wokalista był przekonany, że jest dobry w tym, co robi. Dlatego między innymi ludzie go słuchali. Oni go kupili. Wiara naprawdę czyni cuda, szczególna ta we własne możliwości.
Wrzucam parę fotek z koncertu. Nie jestem dobrym fotografem, a właściwie nawet żadnym. Wydaje mi się jednak, że oddają atmosferę, jaka panowała - było po prostu fajnie. Wychodząc z koncertu o 1 rano patrząc na ludzi, którzy zostali, zastanawiałem się „ czy oni nie pracują?”.

Pozdrawiam
Bardzo Zmęczony Globus
P.S
Jutro podam Wam więcej szczegółów z koncertu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz