czwartek, 30 czerwca 2011

Jam jest dobry na wszystko

Do mojej sąsiadki przyjechały wnuki. Jak zobaczyły psiaka to się w nim zakochały. Błagały mnie niemal bym pozwolił im zatrzymać go na noc. Wiecie, co to oznaczało? Oczywiście wolny wieczór! Takiej okazji się nie marnuje- poszedłem ze znajomymi na jam session.
Bawiłem się jak zwykle wyśmienicie. Taki koncert to dla mnie potężna dawka energii. Przy okazji spotkałem wiele osób, których nie widziałem od dłuższego czasu. Większość z nich naprawdę miała co opowiadać - temu się urodziło dziecko, tamten się żeni… A ja? Mogłem się pochwalić, że mam psa i bardzo ciekawą pracę. Chociaż tyle
Ten cały jam session był mi potrzebny jak nigdy wcześniej. Jeden z moich klientów nie przedłużył umowy. Niby to nic takiego - w końcu nie pierwszy raz mnie to spotyka, ale jakoś bardzo mnie to zdołowało. To był jeden z tych gości, z którym współpraca układała się rewelacyjnie. Spotykaliśmy się również na niwie prywatnej - od czasu do czasu graliśmy w tenisa i wychodziliśmy na piwo. Niestety dostał propozycję, która bardziej mu pasowała. Nawet nie dało się go przekonać. Z pokerowym uśmiechem powiedział mi, że tej propozycji nic nie przebije. Trochę pokory mi nie zaszkodzi - na pewno. Z drugiej strony ciężko mi się pogodzić z tym, że straciłem klienta, z którym byłem tak blisko. Żadnemu innemu nie poświęciłem tak dużo czasu i żadnego innego nie byłem tak pewien. Prawo Murphiego?
W każdym razie muzyka ukoiła trochę moje smutki i jestem pewien, że następne spotkanie z coachem z Axona zmotywuje mnie do jeszcze większej pracy.
Czasami jest tak, że trzeba po prostu przyjąć to, co przynosi życie i…posłuchać muzyki. Dla każdego z Was, kto czuje się, choć trochę podobnie piosenka ze specjalna dedykację:

Pozdrawiam
Globus

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz