środa, 30 marca 2011

życie i życie

Widzę ostatnio, że moje życie zawodowe zaczyna zdecydowanie ograniczać moje życie prywatne i w sumie jak na chwilę obecną nie przeszkadza mi to za bardzo, bo chyba taki okres w życiu po prostu mam. Staram się jak najbardziej korzystać ze spotkań z coachem, który pomoże mi to życie jakoś uporządkować. Dawniej miałem podejście do pracy na zasadzie idziesz na 8 godzin, robisz co masz do zrobienia, wychodzisz i na tym się wszystko kończy. I nie sprawiało mi to żadnej satysfakcji, w poniedziałki nie zawsze chciało mi się wstać z łóżka, jak myślałem o tym ile czasu do piątku pozostało i ogólnie nie było dobrze. Ostatnio zauważyłem, że może jednak sprzedaż jest czymś, co może sprawiać przyjemność i dawać satysfakcję, że nie do końca musi być tak, że każdy kontakt z klientem jest czymś, co mnie męczy i irytuje i że dużo winy za moje wcześniejsze podejście leżało po mojej stronie, a niekoniecznie to z pracą coś było nie tak. Coś w tym zdecydowanie musi być, bo pracy nie zmieniłem a moje podejście się zmieniło. Może to też kwestia wiosny, która wreszcie w pełni nadeszła i daje pozytywnego kopa.

Tak więc zmiany w dalszym ciągu wprowadzam w życie (o czym zapewne informować Was będę na bieżąco). Widzę że jednak uporządkowanie jest bardzo ważne w moim fachu, bo inaczej można się totalnie pogubić i przez to czuć się przytłoczonym nadmiarem obowiązków, których czasami wcale nie ma tak dużo jak nam się wydaje. Staram się nie odpuszczać zasady, o której już chyba pisałem wcześniej, robienia sobie planów na następny dzień. Dzięki temu zasypiając nie myślę o tym co mam do zrobienia kolejnego dnia, bo wiem że wszystko mam zanotowane i nie zapomnę o niczym, tak jak wcześniej mi się to wielokrotnie zdarzało. W pracy też nie marnuję czasu na zastanawianie się nad pierdołami typu w czym Bartek jest lepszy ode mnie i co na temat tego co zrobiłem myśli Ruda, tylko przychodzę i realizuję swój plan punkt po punkcie. I wiecie co? Zazwyczaj jeśli tylko nie stanie się coś bardzo nadzwyczajnego, to ten plan wyrabiam i jeszcze mi czas zostaje. Dzięki temu wychodzę z pracy spokojny (bo nie myślę ile mi zostało z dzisiaj na jutro) i w pewnym stopniu spełniony. Bardzo fajne uczucie. Czasami od swoich kumpli słyszałem że praca daje im satysfakcję itd. i zawsze im tego zazdrościłem zastanawiając się, co bym musiał robić, żeby u mnie tez tak to wyglądało. Okazało się, że wystarczyło po prostu kilka pytań na które sam sobie odpowiedziałem i udało mi się moje myślenie sprowadzić na inne tory. Teraz każdego nowego klienta traktuję jak mały sukces, który pokazuje mi, że nadaję się do tego co robię i robię to dobrze. A to daje mi więcej pewności siebie, co pozytywnie wpływa na moje relacje z klientami i napędza się dalej. Mam nadzieję, że mi to nie minie. Dlatego nie mogę się już doczekać następnej sesji "samodoskonalenia" i tego w jaki sposób uda mi się ją przełożyć na działania. Po dwóch pierwszych mam dopiero trochę otwarte oczy, ale liczę na to, że kolejne dadzą mi nowe techniki, którymi będę się mógł posłużyć w pracy (i z wami podzielić:) Najlepsze jest to, że wcale nie są przede mną odkrywane jakieś wielkie tajemnice, w większości są to rzeczy, o których każdy z nas zdaje sobie sprawę, ale nie wykorzystuje ich na co dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz