wtorek, 22 marca 2011

Co by było gdyby...

Choroba w dalszym ciągu mnie nie opuściła.Niby jest lepiej itd. ale jakoś jeszcze nie do końca. Poza tym okazuje się, że ten wirus co mnie dopadł jest dość popularny w ostatnim czasie i bardzo łatwo się przenosi więc mi lekarz kazał zostać jeszcze w domu. Nie protestowałem za bardzo, bo siedząc w domu wydawało mi się, że już się dobrze czuję i że wszystko jest ok, ale jak wyszedłem z domu to okazało się, że zejście po schodach jest nie lada wyczynem więc nie wiem jakbym miał w pracy już funkcjonować normalnie. Niesamowite jest to, jak człowieka taka zwykła grypa jest w stanie rozłożyć totalnie.

No ale tak jak wspominałem zanim się rozchorowałem, miałem kolejne spotkanie z coachem z Axona. Niesamowite jest to, jak dużo do myślenia dają mi te spotkania. Czasami się zastanawiam nad tym czy ja w ogóle posiadałem do tej pory jakiekolwiek refleksje na temat swojego rozwoju osobistego. Wiem już jedno, raczej słabo widziałem błędy które popełniam. Nawet jak wiedziałem, że coś zrobiłem nie tak, to nie umiałem kompletnie wskazać, w którym momencie zaczęło się sypać i dlaczego. Nie powiem oczywiście, że w tym momencie jestem juz w stanie zanalizować każdą sytuację, ale powoli zaczynam się tego uczyć. Między innymi dzięki bardzo prostemu ćwiczeniu "Co by było gdyby?"

Już wiem, że słuchanie mamy, która mówiła że nie ma co gdybać i marnować czasu na to, żeby zastanawiać się co się mogło zdarzyć, nie jest najlepszym pomysłem Takie nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.No płakać nie ma po co, ale konstruktywnie się zastanowić to już całkiem inna bajka. Okazuje się, że jeśli się człowiek zastanowi nad sytuacjami, które nie do końca potoczyły się tak jakbyśmy chcieli, ma szansę na to, żeby się to w przyszłości nie powtórzyło. Trzeba tylko sytuację dokładnie przeanalizować. Zadać sobie w kilku miejscach pytanie "A co by było gdyby?" i nagle okazać się może, że sami obie wskażemy moment, w którym popełniliśmy błąd i od którego sytuacja potoczyła się w niekorzystny dla nas sposób. Tyczy się to zarówno sytuacji zawodowych jak i prywatnych. Zresztą spróbujcie sami, może uda Wam się też odnaleźć swoje błędy. Mnie się kilka sytuacji udało w ten sposób wyjaśnić sobie samemu.

Zresztą ogólnie dużo się działo na tym spotkaniu co pokazało mi jak małą mam samoświadomość siebie samego i tego, co robię. Głupia tabelka którą musiałem wypełnić, gdzie podawałem co mi się w życiu udał/nie udało, dlaczego tak się moim zdaniem stało i jak zachowam się następnym razem. Pokazała mi ze mam problemy z tym, żeby wskazać w ogóle rzeczy w moim życiu które mi się udały. No dziwne to wszystko. Ale jestem dobrej myśli. Przede mną kolejne spotkania, a co najważniejsze widzę już jak ważna jest samorozwój i że samemu ciężko by mi było pewne rzeczy osiągnąć. Jednak taki coach to jest przydatny człowiek:)) Zresztą mam już kilka planów które chciałbym wcielić w swoje życie i które blokuje mi na razie choroba, bo niezbędny w tym celu jest dla mnie powrót do pracy. Na odległość tego niestety nie zrobię.

A tak przy okazji to akcja z Rudą przechodzi już chyba totalnie do lamusa. Nawet się za bardzo nie zainteresowała tym co się ze mną dzieję. Ale żalił się nie będę, bo wyjdę na mazgaja:) A poważnie to naprawdę już mnie to totalnie nie obchodzi. Zrozumiałem, że parcie na rozwój zarówno osobisty jak i zawodowy ma się ze względu na siebie. Ale z drugiej strony, to dobrze z tą Ruda wyszło, bo w konkursie wziąłem udział głównie z jej powodu. Chciałem się rozwijać i być lepszy żeby jej pokazać.  No i jak to się wszystko czasami dziwnie układa?

4 komentarze:

  1. Taka analiza to faktycznie cenna rzecz. Samoświadomość jest cenna. Tyle tylko, że poza samoświadomością, potrzeba jeszcze konsekwencji, samozaparcia i czego tam jeszcze, żeby posiadaną wiedzę teoretyczną wcielać w życie na bieżąco. A z tym już trudniej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym uważał z taką samoświadomością.

    Czasem każe nam ona przemodelować taki obszar nas samych, który stanowi o naszym rdzeniu. Naszym byciu sobą samym.

    Nie mówię o wadach typu spóźnialstwo czy zapominalstwo. To da się wyplenić.

    Ale czy ktoś z tendencją do melancholii nie straci części samego siebie, gdy jakiś kołcz zaproponuje mu amputację owej tendencji?

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem niesamowite są tego typu ćwiczenia z samorealizacji, poznania siebie, swojej świadomości. Bardzo rozwijają naszą wyobraźnię i pozwalają lepiej rozumieć swoje życie i czyny. Sama w tym roku wybrałam się na podobne szkolenie i na prawdę było ono dla mnie bardzo budujące. Jednak wiadomo - kurs to jedno, a wprowadzenie tego czego nas tam nauczą w życie to osobna kwestia.

    I tak na marginesie, Rude to fajne baby są, powiem Ci :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. No wiadomo najtrudniejszym punktem jest wprowadzenie w życie zmian, które wydają nam się niezbędne żeby lepiej funkcjonować. Na razie jestem na etapie odkrywania, ale staram się małe zmiany wprowadzać na bieżąco.

    Co do "zmiany rdzenia" to coach szamanem nie jest i podstawy jestestwa człowieka nie zmieni, nie ma na szans. Jakby posiadał takie zdolności, to cały świat by zmieniał na lepsze:)) Cała zabawa polega na tym, że taki człowiek ma Cię tylko nakierować na dobre tory, a cała reszta już zależy od Ciebie więc ja tutaj żadnego ryzyka nie widzę.

    OdpowiedzUsuń