poniedziałek, 7 lutego 2011

pozytywne nastawienie i zmian ciąg dalszy

Wielkich zmian ciąg dalszy. Postanowiłem w ostatnim czasie trochę bardziej wniknąć w tą blogową społeczność, bo do tej pory tak jakoś pisałem sam dla siebie, a ostatnio miałem więcej czasu i poszperałem po blogach innych osób. Ilość czasu wynika z chwilowego mam nadzieje upadku romansu z Rudą. Jakoś towarzystwo Bartka bardziej jej odpowiada niż moje, chociaż nie powiem jak usłyszała o moich spotkaniach z coachem, to była bardzo mocno zainteresowana i jakoś przychylniej na mnie popatrzyła, chyba moje notowania przynajmniej na chwilę wzrosły. Tym bardziej, że rzuciłem hasłem na ten temat z zupełną nonszalancją, tak jakby spotkania z coachem to była dla mnie totalną codzienność. No ale mniejsza o Rudą, bo nie o niej dzisiaj, tym bardziej, że sam przed sobą udaję, że ta pani nie za bardzo mnie interesuje, na razie z miernym skutkiem, ale co tam. No więc tak szperałem po blogach trochę, na kilka interesujących rzeczy trafiłem i w sumie natchnęło mnie to szperanie do jeszcze jednej zmiany. Postanowiłem, że poprawie trochę swoje zdolności kulinarne. Nie ma to jak facet, który z jednej strony jest człowiekiem sukcesu, a z drugiej świetnym kucharzem (oczywiście z Rudą nie ma to nic kompletnie wspólnego, nie wiem naprawdę kogo ja się staram oszukać). Na razie o weekendowych próbach pisał nie będę, bo jak się łatwo domyślić początki są trudne, na razie zorientowałem się, że na świecie jest o wiele więcej przypraw niż pieprz, sól i vegeta. Niby o tym wiedziałem, ale jakoś nie do końca praktykowałem w swojej kuchni, która głównie z mrożonek i dań gotowych się składała, od święta przepleciona pizzą przywiezioną przez niemiłego pana. Na szczęście wyniki weekendowych eksperymentów skonsumowałem (tylko w części która nadawała się do jedzenia) samotnie więc nikogo nie narażałem. W ogóle ten weekend jakoś zleciał, jak każdy w sumie. Nie twierdzę że poniedziałkami się jakoś bardzo brzydzę jak niektórzy, bo praca nie przyprawia mnie do dreszcze. Nie dość że Rudą mogę zahaczyć przynajmniej kilka razy, to do tego staram się żeby sama praca przynosiła mi względną przyjemność. W końcu robienie czegoś na co się kompletnie nie ma ochoty jest na dłuższą metę bardzo męczące. Zresztą to między innymi wyciągnąłem po tym spotkaniu coachingowym. Podstawą pracy w sprzedaży jest pozytywne nastawienie do wykonywanych obowiązków. Wiadomo że moim celem jest sprzedanie, ale cały proces powinien przynosić mi satysfakcję. Ciekawe czy kiedykolwiek uda mi się dobić do etapu gdy spotkania i relacje z klientami, nawet tymi którzy ostatecznie nie skorzystają z mojej oferty będą sprawiały mi przyjemność i będą dla mnie satysfakcjonujące. Jakoś nie potrafię sobie tego do końca wyobrazić niestety. No ale staram się, staram. Jak najbardziej pozytywne nastawienie to podstawa, będą sobie to chyba codziennie rano powtarzał po wstaniu z łóżka. Niektórzy uważają, że jak się w coś mocno wierzy i wiele razy sobie to człowiek powtórzy, to podobno może zacząć w to wierzyć. Osobiście nie znam nikogo komu by się to udało, ale wszystkie poradniki tak twierdzą, a one chyba nie mogą kłamać ;)

4 komentarze:

  1. Pamiętaj wiara i pozytywne myślenie potrafia zdziałać cuda !!!! Ja w to wierzę.
    A czy wiesz że najlepszymi kucharzami sa faceci ? Smacznego :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Do weekendu jeszcze chwila, ale już Ci życzę udanego kucharzenia :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka wiara? :D Wywal te durne poradniki, bo to pisane tylko, żeby się sprzedać. Sam sobie napisz :)
    Wysiłek fizyczny, sport, znajomi... a potem się weź i zakochaj. Nie odgrzewaj już tej Rudej... zresztą jak sobie chcesz, ale ja tam nigdy nie odgrzewam. Bez sensu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pokucharzyć w weekend zamierzam, a Ruda sama mi się "odgrzewa":/

    OdpowiedzUsuń