poniedziałek, 21 lutego 2011

weekend

Postanowiłem że weekend spędzę tak, żeby mi wena do życia wróciła, ta sama co to ostatnio przepadła w jakimś nieznanym miejscu. W sobotę wieczorem ugotowałem sobie (sam sobie ugotowałem podkreślam) kolację. Nie miała w sobie nic gotowego, wszystko od początku do końca zrobiłem całkowicie samodzielnie. Może nie była to potrawa najwyższych lotów, bo pewnie większość z Was wyśmiałaby mnie za to, że bardzo cieszy mnie zrobienie makaronu ze szpinakiem, ale ja do tej pory nie miałem zielonego pojęcia jak sprawić, żeby to zielone coś było jadalne. Nawet nie wiedziałem, że jak się to kupi mrożone, to jest w takich małych krążkach. No człowiek się po prostu przez całe życie uczy. No ale na temat kolacji rozpisywać się nie będę, bo wielkiej filozofii w jej zrobieniu nie było, a już na pewno nie takiej, żeby się komuś chciało to tutaj czytać. Jak już z kuchni wypełzłem, to postanowiłem jakiś film obejrzeć, bo w sumie dawno już niczego ciekawego nie oglądałem, do kina jakoś mi się zebrać nie chciało, z nikim się nie umówiłem a samemu jakoś bez sensu. W sumie to sam nie wiem dlaczego mam taki problem z samotnymi wizytami w kinie, zawsze się jakoś dziwnie czuję, jak idę do kasy i kupuje „JEDEN BILET”, jak siadam w sali kinowej zanim zacznie się film, a obok mnie są puste fotele, i nikt nie wkłada mi ręki do pudełka z popcornem. I zawsze wydaje mi się, że wszyscy siedzący naokoło zastanawiają się dlaczego nie byłem w stanie znaleźć sobie towarzystwa na sobotni wieczór do kina. A przecież aż takiej tragedii nie ma, gdybym się wcześniej nad tym zastanowił, to na pewno kogoś chętnego bym znalazł, aż takim odludkiem nie jestem żeby nikt ze mną nie chciał filmu obejrzeć, po prostu czasami spontanicznie masz ochotę do tego kina wyskoczyć, a tu coś człowieka blokuje. No ale mniejsza z tym, bo wiem sam z rozmów ze znajomymi, że oni też często mają ten problem i sami do kina nie chodzą. Oczywiście są wyjątki, które nawet wolą chodzić same, bo nie muszą z nikim repertuaru uzgadniać i nikt im do ucha nie komentują, a to czy dziwnie sami wyglądają w kinie nawet im do głowy nigdy nie przyszło. Ja niestety do nich nie należę. Dlatego właśnie opcję kina odrzuciłem i postanowiłem pojechać coś na dvd wypożyczyć. I tu też problem. Jak tu znaleźć coś interesującego, albo zdecydować pomiędzy taką ilością tytułów? W ostatnim czasie miałem dość dużo na głowie i mam straszne braki w filmach, dawniej oglądałem dużo i na bieżąco, zawsze się orientowałem co warto zobaczyć a czego nie. No nieważne. Obejrzałem wreszcie „Incepcję”. Poza ostatnimi 30 minutami, które już naprawdę mogli sobie podarować, bo strasznie to było naciągane i na siłę, co najmniej jakby od minuty filmu zarabiali i starali się jak najdłużej go przeciągnąć, film zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie i ogólnie na plus. Fajna koncepcja, fajny pomysł, i dobrze zagrane. Dla tych co nie widzieli wrzucam trailler:




W weekend zaliczyłem też ściankę, pierwszy raz od bardzo dawna, na szczęście moja forma jeszcze ostatecznie nie siadła, a już się tego obawiałem, ale tak czy siak muszę się za siebie zabrać, bo ostatnio strasznie odpuściłem, tak chyba jeszcze nigdy nie miałem. Faktem jest, że weekend dobrze mi zrobił, tym bardziej, że trwa dalej, bo mam dzisiaj wyjątkowo wolne, miałem kilka rzeczy do załatwienia więc postanowiłem sobie zrobić nadprogramowy długi weekend. Trochę odpoczynku, trochę sportu, małe spotkanie z kumplami i jakoś się człowiek od razu lepiej czuje. Mam w ogóle w tym tygodniu spotkanie z Cochem kolejne, już się na nie powoli psychicznie przygotowuję.

4 komentarze:

  1. Ja w każdy weekend powtarzam ten sam schemat: w sobotę jak narkoman na detoksie mam bóle ogólne ciała spowodowane odstawieniem stresu związanego z pracą, ogólną niechęć i rozleniwienie, a w niedzielę, jak zaczynam dochodzić do siebie zaczyna się poniedziałek. Weekend świstaka - parafrazując ;) Liczę, że wraz z wiosną dzień się wydłuży i jakby czasu więcej będzie ;) Na razie niestety zima mnie mało mobilizuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chcę robić tutaj z siebie osoby mega wyzwolonej, bo taką się bardzo często kompletnie nie czuję jednak myślę, że raz na jakiś czas dobrze jest pobyć tak po prostu - samemu ze sobą. Dlatego zdarza mi się chodzić samej do kina, czy kawiarni. Na codzień obracam się cały czas wśród ludzi z racji mojej pracy i szkoły i od czasu do czasu mam ochotę od tego odpocząć.
    I chciałam Ci powiedzieć, że szczerze podziwiam za gotowanie, faceci gotujący są bardzo 'w cenie' :-) I co, finalnie byłeś zadowolony ze swojej potrawy? Polecasz próbę zrobienia podobnej?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nooo! nareszcie sport. Mnie to potrzebne jak wodzie ryba. Bez ruchu człowiek cały połamany i głupoty chodzą po głowie :))
    Nie cierpię tylko ja w kinie żrą ten śmierdzący pop corn i ciamłają :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tak ja też znam syndrom weekendu świstaka:)
    patkowa makaron ze szpinakiem jak najbardziej polecam, szybkie, łatwe a dobre
    magenta ja na chwilę zapomniałem jak ważny jest sport, ale ostatni weekend mi to zdecydowanie przypomniał, dlatego dzisiaj wieczorem na siłownię się jeszcze wybieram- endorfiny to jest to!!

    OdpowiedzUsuń