Pisałem ostatnio o negocjacjach, więc teraz chciałbym wam przybliżyć w skrócie moją ulubioną metodę. Stosuję ją często. Jej skuteczność jest niemal 100%. Trzeba tylko wziąć pod uwagę, że nie jest odpowiednia do każdego typu klienta. W codziennym życiu sprawdza się jednak niemal zawsze.
Generalnie chodzi o to, by będąc negocjatorem wcielić się w postać inspektora Columbo Wszelka niezdarność, brak zorganizowania są wręcz niezbędne. Trzeba dać drugiej stronie subtelnie do zrozumienia, że potrzebuje się jej pomocy i serdeczności. Oczywiście będą perfekcyjnie przygotowanym. Jednym słowem sprawia się wrażenie głupszego niż się jest. Zdziwilibyście się jak łatwo ludzie na to idą. Mechanizm jest prosty - dajemy drugiej stronie fantastyczne odczucie! Dzięki nam czuje się ona mądra, elokwentna i przebojowa. Dzięki temu uzyskujemy to, co chcemy. Nietrudno się, bowiem „pochylić” nad kimś, kto jest w jakimś sensie gorszy od nas. Jedna strona czuje, więc siłę i idzie na ustępstwa.
Teoretycznie ta metoda jest dziecinnie prosta. Nic bardziej mylnego. To jedna z najbardziej wymagających technik negocjacji. Jeśli się jej nie opanuje do perfekcji, łatwo jest zostać przejrzanym. Kiedy maski opadają negocjacje są skończone. Długo ćwiczyłem tę metodę z moim coachem z axona. Teraz stosuje ją niemal zawsze.
Zauważyłem, że bardzo dużo osób, pewnie nieświadomie, „bawi się” w inspektora Columbo w życiu prywatnym. Znacie takich aktorów? Ja niestety tak. Najczęściej udają życzliwych i serdecznych przyjaciół - troskliwych i niesamowicie ciekawskich. Uważajcie na nich - oni są wśród nas.
Dlatego między innymi tak bardzo lubię moją pracę i tak dużo jej poświęcam. Tu reguły są proste - wiem, z kim negocjuję. W życiu natomiast tej pewności nie mam - zakładam więc, że z każdym, albo dostaje w dupę.
Pozdrawiam
Globus
Szczerze mówiąc, gdybym doszedł do wniosku, że mój oponent jest pierdołowaty to bym starał się go wycisnąć jak się da. Tak robiłem na zajęciach przynajmniej. Ale miałem wtedy do czynienia z faktyczną pierdołą :D
OdpowiedzUsuń