Więc postanowiłem trochę uporządkować swój świat. Zacząłem od siebie. Staram się w weekend poprasować koszule na cały tydzień, mieć zapas czystych skarpetek i pasujących krawatów, żeby rano przed pracą nie latać w szale po domu i nie szukać wiecznie czegoś, albo ostatecznie nie lądować w pracy w krawacie, który tak kosmicznie gryzie się z koszulą, że w pewnym momencie mam wrażenie, że klientka z którą rozmawiam wcale mnie nie słucha, tylko z totalną degustacją gapi się na mój krawat. Tak więc od garderoby zacząłem.
Kolejnym krokiem, który poczyniłem była większa organizacja czasu, postanowiłem wszystko, bez żadnych wyjątków, każde spotkanie, zaplanowany telefon i plan finansowy dla klienta, który mam stworzyć zapisywać w kalendarzu. Na razie mi to jakoś idzie zobaczymy za ile się zniechęcę:/ Co do terminów, to na pewno problemem jest też to, że nigdy do tej pory nie starałem się narzucić klientowi konkretnego terminu rozmowy bądź spotkania. Rzucenie hasłem „a to w przyszłym tygodniu” nie daje kompletnie nic, bo nikt się nie czuje wtedy zobowiązany. Zresztą w prywatnych relacjach zasada jest dość podobna, jak się z kimś umawiasz jakoś w przyszłym tygodniu to na 90% przypomnisz sobie o tym za kolejne dwa. Dlatego teraz staram się zamykać każde spotkani i każdą rozmowę ustalając konkretny dzień kiedy ma dojść do kolejnej. I faktycznie się to sprawdza. Klienci z którymi rozmawiam i umawiam się z nimi na przesłanie oferty zazwyczaj jak dzwoniłem ponownie to mówili, że jeszcze się z nią nie zapoznali itd. Teraz jak kończę rozmowę, to od razu zaznaczam: W porządku w takim razie zadzwonię do Pana/Pani w czwartek w godzinach popołudniowych. Wtedy czują się bardziej zobowiązani, bo znają konkretny termin rozmowy. Na razie nie widzę jeszcze znacznych efektów w postaci większej ilości klientów, ale nie ma się co dziwić, nie oczekuję cudów po dwóch tygodniach.
I tak dumny z siebie jestem, że poczyniłem jakiekolwiek kroki. Niby proste rzeczy, niby każdy o nich wie, ale zawsze jakoś brakowało mi determinacji, żeby je zmienić. I faktycznie to, że za jakiś czas będę się musiał „spowiadać” przed coachem z tego co zrobiłem a czego nie zrobiłem jakoś mnie motywuje. Poza tym tak sobie pomyślałem, że nigdy w życiu nic mi się nie udało wygrać i może to faktycznie jakieś takie małe zrządzenie losu ten konkurs na facebooku, i jakbym tego nie wykorzystał to byłaby totalna głupota z mojej strony. Zresztą pisanie o tym co zamierzam zmieniać i jak mi te zmiany idą też mnie tam jakoś motywuje, bo ktoś to chyba czasami jednak czyta (?:) a poza tym ja sam zawsze mogę się cofnąć kilka tygodni wstecz i zobaczyć „czarno na białym” jakie miałem założenia i jak to wygląda na chwilę obecną. Tak więc z mocnymi postanowieniami zacząłem ten rok i mam nadzieję, że mi to nie minie.
W ogóle jakoś tak pozytywniej ostatnio u mnie. Nie wiem w sumie sam dlaczego. Może jednak to, że Ruda mi jakoś ostatnio z głowy wylatuje (oczywiście są momenty kiedy pochłania mnie chwilowo ponownie) dobrze mi robi? Niech się zima skończy to na pewno z wiosną cała energia wróci wszystkim ze zdwojoną siłą czego sobie i Wam życzę.
No i świetnie, że nad sobą pracujesz :-) samorozwój to niesamowicie ważna cecha. Ty pracujesz i masz problem z roztargnieniem i brakiem zorganizowania, ja się uczę i też mam. Ech, a myślałam, że to mija z wiekiem!
OdpowiedzUsuń